To co dajemy dzieciom wraca do nas, kiedy najmniej się tego spodziewamy
Przeczytałam dziś na profilu Los Kudłaczos. To profil tworzony przez dzielną mamę czwórki, którą szczerze podziwiam i chylę czoła za wszelkie akcje społeczne, które organizuje: od pierniczków dla sąsiadów, po urodziny dla dzieci w DPSie. Podziwiam jej wrażliwość na potrzeby i mądrość w wychowaniu dzieci. Ten profil to kopalnia wspaniałych inspiracji, a ten wpis powstał właśnie jako refleksja po przeczytaniu postu. (oryginalny tekst zamieszczam na końcu)
Kto nie przeżył, nie zrozumie
Są takie emocje, które trudno jest zrozumieć jeśli się ich nie doświadczyło. Myślę, że komuś, kto nie ma dziecka, może być trudno zrozumieć emocje rodziców: to, że dziecko kocha się nad życie i jednocześnie to samo dziecko doprowadza nas do szału oraz do śmiechu albo do łez albo do tego wszystkiego na raz… czasem w ciągu jednego dnia…. cóż rodzicielstwo jest pełne skrajności.
Jeśli ktoś nie ma dziecka w spektrum może nie zrozumieć jak to jest powtarzać sto razy to samo bez efektu, szukać nieustannie równowagi między tym żeby miał kontakt z zainteresowaniami, ale także ze światem zewnętrznym, być o krok przed, popychać do samodzielności… wpajać, przekazywać wartości, tłumaczyć bez efektu …
No cóż bardzo często dzieci w spektrum mają inne priorytety – zamiast ludzkiej twarzy wolą obserwować przedmioty (zbadane naukowo), zamiast relacji pasjonują ich obiekty, zjawiska i fakty. Fascynują się znakami, liczbami, literami, wzorami, systemami. Ludźmi też, ale jakby w drugiej kolejności i inaczej …
Rodzice czasem zastanawiają się: czy to dziecko mnie kocha, skoro nie zwraca na mnie uwagi? Często są to myśli, których wstydzimy się nawet przed sobą samym… i jedna z przyczyn szybkiego wypalenia rodziców dzieci w spektrum… Tymczasem dziecko w spektrum, jak każde dziecko, kocha rodziców, ale jego świat wewnętrzny bywa o wiele bardziej interesujący, a sposób okazywania emocji i przywiązania mniej konwencjonalny. Inaczej też nawiązują i budują relacje.
Post
Podobnie jak autorka postu, starałam się uczyć dzieci, żeby myślały o sobie nawzajem dzieliły się, robiły sobie prezenty z okazji urodzin czy gwiazdki…nawet pisałam wpis o naszym świątecznym rękodziele, którym obdarowujemy rodzinę i znajomych. (Prezenty DIY, czyli zrób to sam). Do tej pory jeśli coś dla kogoś było robione to wszystko na polecenie…. i wielokrotnie miałam wrażenie, że to na nic … w tym roku wszystkie zrobione mydła chcieli zatrzymać dla siebie, po długich negocjacjach uzyskałam tylko kilka dla dziadków oraz ulubionej pani psycholog – reszta leży na stosie w łazience… no cóż.
Ten post na FB przypominał mi wiele moich zmagań – jak trudno jest to przyjąć, kiedy rodzic stara się ciekawie zorganizować czas dziecku, a ono ma inne plany…. Często także miałam wrażenie, że to, co ważne dla mnie, nie jest istotne dla moich dzieci … tak było np. ze śpiewaniem kolęd, ze spacerem szlakiem świątecznych dekoracji w mieście… Wielokrotnie miałam ochotę się poddać i myślałam, że wszystkie wysiłki idą na marne, bo oni wydają się być niezainteresowani niczym oprócz komputera…
Nadzieja
Tymczasem wydarzył się cud – cud Bożego Narodzenia. Bohater wypisu z FB jest o kilka lat starszy niż mój najstarszy, więc być może będę musiała jeszcze zaczekać, ale wielką nadzieję przyniosła mi wiadomość, że jednak załapał, że nauka nie poszła w las… naszykował rodzicom pięknie dopasowane prezenty. To trochę jak z gotującą się wodą – długo nic się nie dzieje, aż nagle zaczyna wrzeć – skokowo!
Skoro udało się Starszemu chcę wierzyć, że i moje dzieci załapią… że same z siebie będą umiały naszykować niespodziankę, zrobić komuś przyjemność, okazać miłość. Zauważyć potrzeby drugiej osoby, bezinteresownie pomóc, podzielić się…
Warto, więc starać się, nie tracić nadziei, nie odpuszczać, bo nigdy nie wiemy, kiedy to do nas wróci!
Historia
Na koniec zapraszam do przeczytania oryginalnego postu. Warto obserwować także profil FB Los Kudłaczos! dialogi między chłopcami są bezcenne 🙂
całość tutaj:
Święta często nie są łatwym czasem ani dla dziecka w spektrum autyzmu, ani dla rodziców.
Mimo iż zawsze bardzo starałam się żeby nasze Święta były na luzie, zorientowane na potrzeby dzieci i absolutnie wyjątkowe, niemalże zawsze miało miejsce jakieś trudne zachowanie Starszego, które doprowadzało mnie do łez.
Brak diagnozy i przekonanie że trudności Starszego wynikają z naszej nieudolności wychowawczej nie pomagało – co roku kłóciliśmy się, które z nas jest bardziej winne i co powinnismy robić inaczej.
I mimo iż zawsze nasze Święta były pełne dobrych chwil, zawsze pojawiały się zgrzyty.
Po pierwsze: te związane z aktywnościami.
Większość małych dzieci kocha ubieranie choinki, tworzenie ozdób, pieczenie pierniczków, karuzele na jarmarkach świątecznych i występy w przedszkolu. Wiele mam – ja również – uwielbia sprawiać dzieciom radość organizując im tego rodzaju rozrywki.
Starszy nie znosił większości z tych zajęć, a jeśli już zgodził się wziąć w nich udział to niemalże zawsze kończyło się to przebodźcowaniem, rzucaniem surowym ciastem lub papierem kolorowym w Młodszego, kłótniami i aferami.
Jeśli taka aktywność miała miejsce w naszym domu to jeszcze jakoś to było; jeśli poza domem to niemalże zawsze musiałam usłyszeć czyjąś kąśliwą uwagę o bezstresowym wychowaniu i braku granic.
Po drugie: jedzenie i generalnie imprezy i spotkania świąteczne.
Nigdy nie zapomnę pierwszej i ostatniej polonijnej wigilii, na którą wybraliśmy się jeszcze mieszkając w Hiszpanii.
3-letni, niemalże wówczas niewerbalny i śmiertelnie wystraszony obecnością tylu obcych sobie osób Starszy nie odezwał się do nikogo ani słowem, nie odpowiadał na zadawane mu pytania i zjadł tylko trochę opłatka, suchego chleba i frytek, przez co usłyszałam że ciekawe kto go tego nauczył, że zapewne nie mówi po polsku i że, ironicznie wypowiedziane,
„musi pani być wspaniałą mamą” – inne polonijne dzieci obecne na tej imprezie oczywiście jadły wszystko, mówiły po polsku pełnymi zdaniami i głośno śpiewały polskie kolędy.
39-letnia ja z bogatym doświadczeniem dzieciowym i życiowym odpowiedziałaby takiej babie żeby zajęła się swoim pierogiem, a w ogóle to wiadomo nie od dziś że Polak Polakowi za granicą panią z dziekanatu.
27-letnia ja płakała po powrocie do domu, przekonana o swojej beznadziejności.
Po trzecie: prezenty.
Starszemu uruchamiała się już od połowy listopada fiksacja w tym temacie, maniakalnie przeglądał katalogi Lego, znał na pamięć cenę każdego interesującego go zestawu i godzinami opowiadał każdemu, zainteresowanemu lub nie, co chce, i dlaczego to, a nie coś innego.
Na kilka dni przed Wigilią nie mógł spać i nasilały się niemalże wszystkie trudne zachowania.
85-letnia babcia kończy jeść makowiec i opowiada ważną dla niej historię? Nieważne, chce już prezenty! Mama płacze, bo przed samą Wigilią spotkała ją przykrość w pracy? Nieważne, prezenty, kiedy będzie ten zestaw Lego Ninjago, kiedy?
I wiecie, im Starszy był starszy, a my bogatsi w doświadczenie i wiedzę, tym bardziej rozumieliśmy że to Święta i tradycje mają być dla nas, a nie my dla nich.
Starszy nie chciał uczestniczyć w wycieczkach do fabryki bombek, w wielu głośnych spotkaniach z przyjaciółmi i robieniu dekoracji w domu – i to było ok.
Chce jeść podczas Wigilijnej kolacji tylko schabowe i ryż? Jasne – nie ma problemu!
Chce zachować ważne dla niego elementy rutyny dnia zamiast tych świątecznych, jak tosty zamiast naleśników z owocami udekorowanych jak Mikołaje? Chce siedzieć przy kolacji wigilijnej w bluzie z kapturem? Jasne – takie zachowania absolutnie nie naruszały naszych granic.
Z jedną tylko rzeczą nie potrafiłam się pogodzić; z tym, że Starszemu absolutnie nie udzielała się empatia i życzliwość, chęć obdarowywania innych – co dla mnie było nadrzędną wartością Bożego Narodzenia.
Odkąd Kudłacze były małe, staraliśmy się zaangażować je w rożnego rodzaju świąteczną pomoc i zachęcaliśmy je do własnych wyborów komu i jak chcą pomagać: wozić karmę zwierzakom w schronisku i wyprowadzać je na spacery, piec ciasteczka i roznosić je sąsiadom na klatce schodowej – mieszka u nas w bloku wiele osób starszych – lub tworzyć wyjątkowe, bardzo spersonalizowane prezenty dla przyjaciół i znajomych.
I im bardziej Starszy był Starszy, tym bardziej miałam wrażenie że mniej mu na tych aktywnościach zależy, i że nie udało nam się mu tych wartości przekazać.
I było mi z tym ciężko.
I już, już widziałam oczyma wyobraźni Starszego jako dorosłego mężczyznę który nigdy nie kupi prezentu swojej partnerce, nie będzie brać udziału w przygotowaniach do Świąt, a już zupełnie nie będzie mieć dla niego znaczenia pomoc innym, bardziej potrzebującym.
Tak jakby wychowanie w duchu empatii i wrażliwości kompletnie przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
W tym roku Starszy poprosił nas na kilka dni przed Świętami o pewną sumę ze swojej puli kasy na świąteczne prezenty.
Nie byliśmy tym jakoś wielce zdziwieni, bo odkąd Starszy nie wierzy w Mikołaja, często zdarza mu się prosić o swoje prezenty wcześniej. Albo i o obiecaną mu z jakiejś okazji kasę.
Daliśmy mu tą kasę bez większego rozkminiania na co i po co.
I po kolacji wigilijnej obydwoje z Chłopem z Importu przeżyliśmy szok.
Dostaliśmy przepiękne, bardzo przemyślane prezenty: z oszczędności Starszego i z tejże puli kasy.
Stary dostał: koszulkę z Pepco z cytatem z Forresta Gumpa (jeden z jego ulubionych filmów), odświeżacz zapachowy o zapachu Pepsi do auta z Dealza, Pepsi do picia i swoje ulubione chipsy.
Ja dostałam: książkę podróżniczą – bo takie lubię najbardziej – wspomnienia faceta, który mieszkał na Syberii i objechał jezioro Bajkał rowerem. I małą kawę Nescafe, bo na dużą nie starczyło mu już kasy.
Starszy podziękował nam podczas opłatka za to, że byliśmy z nim podczas kryzysów psychicznych jakie przeszedł w tym roku.
I wiecie? Dla mnie to był (kolejny!) cud Bożego Narodzenia.
I refleksja, że to co dajemy dzieciom wraca do nas, kiedy najmniej się tego spodziewamy.
Lata jak najbardziej przemyślanych prezentów, drobnych niespodzianek z okazji i bez okazji, wycieczki „śladami marzeń” od Legolandu po sklep z klockami, angażowanie Starszego w niespodzianki dla innych – to wszystko miało sens.
I wierzę, że Starszy będzie dorosłym, który – chociaż nie będzie kochać tradycyjnych Świąt – to również zadba o dobry czas dla siebie i swoich bliskich na swoich zasadach.
I wiem, że wiele wyzwań jeszcze przed Nim i przed nami.
Natomiast wierzę, że będzie dobrze.